Wczorajsze spotkanie, tak jak wcześniej wspomniałem, było bardzo obfite w piękne zagrania, ale niestety tylko po stronie graczy z Mediolanu. Arsenal po prostu nie istniał, był drużyną, która całkowicie podporządkowała się gospodarzom, przyjmowała z pokorą każdą, ośmieszająca ich akcje. Inicjatywa należała do Milanu, to był mecz pod ich dyktando, nie ma co dywagować.
Bardzo ważną rzeczą, o której nie mógłbym nie napisać, była obrona AC Milanu. To mówiąc krótko: majstersztyk. Thiago Silva do spółki z Mexesem, Abate i Antoninim tworzyli linię defensywy, która nie mogła zostać, w żaden sposób, sforsowana przez piłkarzy z Londynu. Arsenal był bezradny. Nie dziwota, bo grali przeciwko jednej z najlepszych defensyw jakie miałem przyjemność spotkać w ostatnich miesiącach. W przeciwieństwie do piłkarzy po drugiej stronie boiska, Londyńczycy zagrali żałośnie w obronie. Jedynym graczem Kanonierów, który trzymał fason, był Bakary Sagna, ale jego postawa i tak bardzo abstrahowała od ideału.
Kwestia pomocników obu drużyn jest bardzo podobna do zależności między obydwoma ekipami odnośnie obrony. Milan zagrał dobrze, Arsenal - katastrofalnie. Arteta... piłkarz widmo. On nie jest godny noszenia numerka "8" po byłym pomocniku Arsenalu, Samirze Nasrim. tak beznadziejnego meczu, w jego wykonaniu, jeszcze nie widziałem. Rzekomy, najlepszy, defensywny pomocnik Prmiership, zagrał na podobnym, niskim poziomie co cały Arsenal. Mówię o Alex'ie Songu. Theo Walcott także cieniował, jego zmiennik, Oxlande-Chamberlain, wykazał się większa inicjatywą, próbował i nie bez efektu, wyszło mu jedno groźne dośrodkowanie. Robin van Persie, prócz jednego strzału na bramkę, którego nawet sobie nie wypracował, nie pokazał nic. Beznadziejny mecz Holendra. Thierry Henry, legenda Arsenalu, popisał się wyśmienitym zagraniem do wcześniej wspomnianego Persiego. Poza tym - dno. Nie o takim pożegnaniu marzył. Wojciech Szczęsny popełnił dwa błędy, po których padły gole dla Milanu. Mówię o sytuacji z KP Boatengiem, gdzie fatalnie wybił piłkę i nie krył bliższego słupka. Drugi błąd to "interwencja" przy golu Robinho, upadł jak przysłowiowy "worek kartofli". Natomiast o żadnym zawodniku AC Milanu, po prostu nie mogę powiedzieć złego słowa. Kevin Prince Boateng, kompletny ewenement. Piłkarz nie z tej planety. Swoją wartość udowodnił genialnym strzałem, który wpadł do bramki londyńczyków. Thiago Silva, najlepszy zawodnik AC Milanu. Nie popełnił żadnego błędu, cały mecz na bardzo wysokim poziomie. Zawsze bezbłędny, pewny w swoich interwencjach. To opis poczynań młodego Brazylijczyka. Rodak Thiago, Robinho, zasłużył na dwa piękne gole. Uczestniczył w większości akcji, był w obronie, w ataku, w pomocy. Starał się, co poskutkowało. Kolejna ważna sprawa, o której trzeba wspomnieć to prawidłowy karny. Ibrahimovic wkręcił obrońcę The Gunner jak śrubę w glebę, który desperacko ratował się faulem. Szwed pewnie uderzył i piłkę z bramki wyciągał Szczęsny, po raz czwarty.
Mecz warto było obejrzeć, spędziłem miło czas fascynując się, niestety, dobrymi piłkami tylko ze strony AC Milanu. Raczej pewnym jest fakt, ze piłkarze z Mediolanu przejdą do 1/8 LM.
Pozdrawiam, Kuba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz