Dzisiaj, jak to mam w zwyczaju, opiszę wczorajszy mecz pomiędzy FC Porto a Manchesterem City. Ostatnio u nas futbolowo. Nie ma co zwlekać, zaczynajmy!
Był to mecz 1/16 finałów Ligii Europejskiej. Spotkanie na wysokim, szybkim poziomie, a szczególnie pierwsza połowa, bo druga już minimalnie odbiegała od piękna tego sportu. Wiele akcji po obydwu stronach boiska, piękne strzały, kombinacyjna gra. Mecz był bardzo wyrównany, ale minimalnie dominował klub rodem z Manchesteru. FC porto objęło prowadzenie jako pierwsze, ale nie udało im się utrzymać wyniku i w rezultacie przegrali to spotkanie, 1:2.
Teraz czas na pomeczową ocenę piłkarzy i sytuacji, okiem mojej, skromnej osoby.
Jak mówiłem wcześniej, Man City dominował, ale zaspał podczas jednej akcji, na czym skorzystał Hulk świetnie dogrywając do Vareli, który nie miał kłopotu z wpakowaniem piłki do siatki z odległości kilku metrów. Porto grało poprawnie, a Man City dobrze. To taka subtelna różnica, która zadecydowała o triumfie "Citizens". Niebieska część Manchesteru miała wiele okazji podbramkowych, po których powinny paść gole. Świetna okazja Mario Balotelliego, Samira Nasriego oraz Micah Richardsa powinny dać bardziej korzystny wynik dla MC. Wtedy mecz na Etihad Stadium byłby tylko formalnością. City jest zdecydowanym faworytem do awansu do kolejnej rundy LE, nie oszukujmy się, ale póki piłka w grze wszystko jest możliwe.
Bardzo wyróżniającą się postacią był niewątpliwie Micah Richards. Grał bardzo dobrze i w obronie, i w ataku. Przecież to on oddał strzał, który bodajże, obił słupek bramki strzeżonej przez Eltona. Mówiąc krótko - mecz dobry, nawet bardzo dobry. Mario Balotelli to piłkarz, od którego wymagałem trochę więcej. Miał jedna, dobrą okazję, ale piłka posłana od Samira Nasriego leciała zbyt wolno i Włoch musiał na nią czekać. W rezultacie nie zdobył bramki. Reszta - średnio, poniżej przeciętnej. Wspomniany wcześniej Nasri, zagrał dobrą, naprawdę dobrą piłkę do Mario, ale leciała ona ciut za wolno. Szkoda, bo pomysł na podanie był naprawdę nieziemski. Mecz oceniam na dobry, warto dodać, że Francuz Libijskiego pochodzenia, oddał bardzo silny, celny strzał na bramkę FC Porto, ale ostatecznie piłka nie wylądowała w siatce. Warto pochwalić go za, już drugie, wyśmienite podanie. Otworzył on Toure drogę do bramki, który miał dużo miejsca i w ostateczności zdecydował się na asystę. Barry... to piłkarz, który naprawdę sporadycznie uczestniczył w jakiejkolwiek akcji, słaby mecz, nie pokazał niczego. Nigel de Jong prezentował taki sam poziom jak wcześniej wspomniany Barry, słaba gra, Holender złapał w głupi sposób zółtą kartkę, powinien dostać kartonik w tym samym kolorze po raz drugi, ale sędzia był bardzo pobłażliwy. David Silva zagrał średnio, fakt faktem, non stop czegoś szukał, jakiegoś celnego podania, niestety takowe mu nie wyszło. Yaya Toure to piłkarz, który miał lepsze i gorsze okresy gry w opisywanym przeze mnie meczu. Na początku spotkania - poprawnie, później spadek i na sam koniec meczu poprawa, bo przecież on asystował przy golu Sergio Aguero.
Coś o piłkarzach FC Porto? Pewnie. Hulk to postać bardzo osobliwa, jest wart petrodolary, ale w potyczce z liderem angielskiej Premier League, pokazał jedynie poprawne zawody. Chciałoby się więcej wymagać, prawda? Mimo średniego spotkania, popisał się genialną asystą. To po prostu był majstersztyk. Piłka idealnie zagrana do Vareli. Lepiej nie dało się tego zrobić. Kolejnym piłkarzem, którego chcę opisać jest Alvaro Perreira. Troszkę nieszczęsny mecz w jego wykonaniu. Strzelił samobójczą bramkę po cholernie niefortunnej i zarazem dziwnej interwencji... łokciem. Ale nie można odmówić mu zaangażowania, starał się za dwóch, i w obronie, i w ofensywie. Bramkarz gospodarzy był w tym spotkanie niesamowity. Takich robinsonad pozazdrościłby mu nawet sam Iker Casillas. Elton odbił kilka bardzo trudnych strzałów. Te dwie bramki to absolutnie nie jego wina. Pierwszy gol padł po błędzie Perreiry, a drugi po słabej postawie całej linii defensywnej. Mecz świetny. Jao Moutinho to piłkarz, który był łączony z największymi, piłkarskimi markami. Mecz w ramach Ligii Europejskiej nie należał do udanych. Mało widoczny, nie popisał się niczym.
Mecz ładny. Podobał mi się, oby więcej takich. Po raz kolejny jestem zadowolony ze spędzenia 1,5 godziny przed telewizorem. Żartuję, oczywiście zawsze jestem szczęśliwy z możliwości oglądania futbolu, nawet w słabym wydaniu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz