poniedziałek, 27 lutego 2012

Ludo Obraniak

Zawodnik reprezentacji Polski. Postać bardzo kontrowersyjna nie w kontekście swojego zachowania, lecz w kontekście swojej Polskości i postawy na boisku. To zawodnik, który nie robi żadnej różnicy w kadrze Biało-Czerwonych. Naprawdę, ostatnie mecze Ludovica to było coś strasznego. Piłkarz francuskiego Bordeaux w tym sezonie - w 26 meczach - strzelił pięć goli i asystował 6 razy. W szczególności ta druga statystka jest bardzo mizerna jak na piłkarza, który ma decydować o posyłaniu piłek w środku pola. Ludo w ogóle nie gra, a przynajmniej nie grał, więc chory jest fakt, że ten piłkarz znajduje się w reprezentacji "Orłów". Niektórzy tłumaczą go, że jest w kadrze, bo Polska bazuje na jego, rzekomo genialnych, stałych fragmentach gry. Przypomnę, Adrian Mierzejewski ma takie samo wykończenie wolnych jak Obraniak, powiem więcej, ma lepsze wykończenie. A każdy musi się zgodzić, że obecność Adriana a Ludo, na boisku, to jak niebo a ziemia. W polu, ten rodowity Polak, bije na głowę piłkarza Bordeaux. Obraniak jest wolny jak keczup i w dodatku nie ma pomysłu na grę. Odbiegając już od umiejętności na boisku... Ludo zapytany na ulicy, o to jaki jest polski patriotyzm, przez jakiegoś reportera, odpowiedział: "Nie mówi po Polsku". Śmiech na sali. Nie róbmy z naszej reprezentacji kadry Niemiec, bo w owej także ilość obcokrajowców jest znacząca. W dodatku jeśli to nie robi żadnej różnicy, w dodatku, że takie działania nie mają żadnego progresu.

Zakaria Labyad

Ten chłopiec, można tak o nim mówić, bo ma zaledwie 18 lat, jest podstawowym zawodnikiem holenderskiego PSV. Gra na prawym skrzydle. Swoimi występami zapewnił sobie miejsce w pierwszej jedenastce drużyny ze stadionu Philipsa. W PSV gra od 12 roku życia, 3 lata temu podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt z owym klubem. Można powiedzieć, Zakaria rządzi i dzieli w Eindhoven.

Dlaczego piszę o tej perełce PSV? Ano dlatego, że jest bardzo gorąco w klubie odnośnie przedłużenia umowy z piłkarzem posiadającym dwa paszporty, marokański i holenderski - Zakarią Labyadem. Prawoskrzydłowego umowa obowiązuje do czerwca tego tego roku. Jak na razie nie zanosi się na przedłużenie kontraktu. Fred Rutten ma wielki ból głowy, bo absencja tak cennego zawodnika jak ten chłopak to wielka strata dla ekipy z Eindhoven. Zakaria po tym sezonie może odejść za darmo. To kolejny problem. Nie dość, że Philips Sport Vereniging straci podporę swojej ekipy, na której starali się zbudować piłkarską potęgę, to kwota około 5 milionów euro, bo właśnie na tyle wyceniany jest Zakaria, nie wpłynie do klubowej kasy. Nie lada problem podopiecznych Freda Ruttena i całego zarządu. Mówi się, że sama, wielka Barcelona ma na oku Labyada. Bez wątpienia, piłkarz marokańskiego pochodzenia to jeden z największych talentów holenderskiego futbolu. To perełka, ale uważam, że Barcelona jest dla niego najgorszą opcją z możliwych. Zachłyśnięty Labyad, wielkimi "perspektywami" i graniem w najlepszej drużynie globu, może popełnić życiowy błąd, który nieodwracalnie skreśli jego karierę. Zakaria nie miałby szans w Barcelonie, skończyłby jak jego rodak, Affelay, który służy w Barcelonie za pachołka podającego bidony. Jak wiemy, Zakaria Labyad jest zafascynowany postacią Affelaya, jest wielokrotnie do niego porównywany, zawodnik Barcelony jest jego wzorem do naśladowania. Nie daj Bóg, aby w tym przypadku Zakaria poszedł śladami swojego idola. Nic gorszego.

piątek, 24 lutego 2012

Mario Balotelli, czyli geniusz pod postacią szaleńca.


Czytając kilka artykułów o angielskiej piłce natchnąłem się na postać Mario Balotelliego. Wielkiego piłkarza o usposobieniu - może powiedziane zbyt dosadnie - pacjenta zakładu psychiatrycznego. Mario jest ważną częścią projektu przygotowywanego przez Manchester City, a zwie się on - korona Premiership. Pokrótce opiszę postać tego ekscentrycznego Włocha.

Mario pochodzi z Ghańskiej rodziny. Ma 22 lata. W wieku 3 lat bardzo chorował, był w krytycznym stanie. Wówczas został porzucony przez jego biologicznych rodziców. Pewna włoska rodzina, rodzina Balotelli, zaadoptowała Mario, gdy ten był w szpitalu. Jego biologiczni rodzice starali się nawiązać z nim kontakt, wtedy gdy ich porzucony syn stał się sławny  i bogaty. Coś strasznego.

Przed transferem do niebieskiej części Manchesteru, Balotelli był piłkarzem Interu Mediolan. Spór z Jose Mourinho, który wówczas prowadził Inter, był jedną z zasadniczych przyczyn, które zadecydowały o przeprowadzce Włocha na Wyspy Brytyjskie. Balotelii jest warty blisko 30 mln euro. Cena niezbyt wygórowana skoro w Anglii płaci się po 30 mln funtów za Andy'ego Carroll'a, a jak wiemy Włoch bije na głowę, w każdym aspekcie wyszkolenia piłkarskiego, obecnego napastnika Liverpoolu. Balotelli w 22 meczach, które rozegrał w obecnym sezonie, strzelił 12 bramek i popisał się jedną asystą. Wynik niezły jeśli spojrzymy na to z perspektywy hierarchii w zespole "The Citizens". Na chwilę obecną to Sergio Aguero jest pierwszym napastnikiem, a nie Balotelli, więc wyniki Włocha są jeszcze bardziej zadowalające.

Ten młody chłopak jest niesłychanie utalentowany, ale jego charakter i podejście do futbolu może poważnie zaszkodzić jego karierze. Jak dobrze wiemy, Mario Balotelli ma wielką skłonność do robienia wybryków. Balotelli był zdolny do tego, aby odpalać fajerwerki we własnej łazience! Nie chce wspominać już o paleniu papierosów, to wydaje się być chore. Mam ogromna nadzieję, że napastnik Man City trafi pod skrzydła wielkiego trenera, większego od Mancinniego, który zrobi z nim porządek i postawi go do pionu, bo zatracenie takiej perełki jaką jest - niewątpliwie - Balotelli to marnotrawstwo pełną gębą. Zniknięcie takiego zawodnika to spory ubytek w piłkarskim świecie. 

Francuska opaska kapitana i Euro 2012.

Jedna sprawa, o której chcę napisać przed przejściem do opisu imprezy, która będzie miała miejsce w Polsce i na Ukrainie. Ostatnio głośno jest o zmianie kapitańskiej opaski w kadrze reprezentacji Francji. Alou Diarra poprzez swoje słabsze występy i niepewną pozycje w składzie "Le Bleus", stracił opaskę kapitana na rzecz któregoś z trójki swoich kolegów, mówię o Philippe Mexes'ie, Ericu Abidal i Hugo Lloris'ie. Kto będzie kapitanem? Pozostaje nam jedynie czekać. Dokonam selekcji, która wskaże mojego faworyta do "stołka" kapitana. A więc, na samym początku trzeba odrzucić Hugo Llorisa, jest to bramkarz wirtuoz, ale kapitan z niego żaden. Zasadnicza sprawa to jego wiek. Jest zbyt młody, aby przyodziać kapitańską opaskę. Byłby żadnym autorytetem. Rywalizacja pomiędzy Mexes'em a Abidalem jest trudna do wytypowania. Obaj piłkarze są podporami defensywy swoich klubów. Za Abidalem przemawiają występy w wielkiej Barcelonie, ale AC Milan to także marka niesłychana, więc Mexes nie odstaje tak bardzo. Ja wygrałbym - na kapitana - jednak obrońcę Milanu. Mentalność Abidala mi nie odpowiada. Abstrahując już od wyżej wymienionych piłkarzy, mój narząd odpowiedzialny za pompowanie krwi mówi mi, że kapitanem "Le Bleus" powinien zostać Mandanda lub Frank Ribery. Warto spojrzeć jak, ten pierwszy z wcześniej wymienionych, świetnie spisuje się w roli kapitana ma Stade Velodrome. Mentalność przywódcy, zawsze potrafi krzyknąć na kolegów z defensywy, jest "oazą" spokoju, w szeregach Francji, której zawsze można użyć w krytycznej sytuacji. Czas na "tego drugiego". Frank Ribery... Klasa sama w sobie. Bardzo doświadczony zawodnik, który posmakował już wszystkiego w futbolu na najwyższym szczeblu. Ten skrzydłowy to bardzo dobra opcja. Widać, że znaczy wiele.

Czas napisać o Polsko-Ukraińskiej imprezie w francuskim wydaniu. Francja to reprezentacja, która piastuje pierwszą pozycje w moim sercu. To nowe wydanie "Le Bleus" wreszcie zaczyna grać w piłkę, a strzelać fochy jak to robili ich poprzednicy. Jak wiemy, na MŚ w RPA reprezentacja Francji nie była jednością, była grupą skłóconych, strzelających fochy indywidualności. Każdy wie jaki to miało efekt. Obecne rządy Laurenta Blanca postawiły francuzów do pionu. Nie ma mowy o ciągłym narzekaniu i lenistwie piłkarzy. Ciesze się, że ktoś taki jak Laurent Blanc objął stery we francuskiej kadrze. Tego im było trzeba. Pożegnaliśmy zawodników, którzy swoje zachcianki i "gwiazdorzenie" wynosili ponad dobro kadry. Francja nie ma wielkich szans na wygranie Euro 2012, bo w jej szeregach znajduje się wiele młodych osobowości, słusznie. poczekamy kilka lat i z tych młodych graczy powstaną doświadczeni, ale ciągle młodzi piłkarze, którzy będą mogli bić się o najwyższe cele. Moimi faworytami - czysto rozsądnymi - są Hiszpanie i Holendrzy. We Francji nie pokładam zbyt wielkich nadziei, bo tak jak napisałem wcześniej, są za młodzi i nieograni. Ale mimo wszytsko trzymam za nich bardzo mocno kciuki. Dalej "Le Bleus"!

Trzymać się,
Jakub!

czwartek, 23 lutego 2012

Emocje opanowały Stade Velodrome, czyli Marsylia V Inter.

Tradycji stało się zadość. Opiszę wczorajsze spotkanie pomiędzy Olympique Marsylią a Interem Mediolan. We wczorajszym pojedynku atmosfera była bardzo gorąca. Kibice Marsylii mieli mały problem, a dokładniej duży problem, z miejscami na stadionie. Jak wiemy Stade Velodrome jest przebudowywane, więc cała boczna trybuna świeciła pustkami. Mimo wszelkich niepowodzeń losu, kibice Marsylii spisali się na medal, byli bardzo efektowni. Tak jak mówiłem wcześniej, atmosfera była wspaniała. Czasami było nawet słychać śpiewy garstki kibiców z Mediolanu, co świadczy o emocjach w owym meczu.

Mecz rzekomo był wyrównany, tak przynajmniej wypowiadali się eksperci w studiu. Ja jako osoba, która ma często inne zdanie niż każdy, nie chodzi o mówienie wszystkiego na przekór, powiem, że to kompletna bzdura. Marsylia była dyktatorem spotkania, ona ustalała warunki, mecz był pod jej dyktando. Inter był wstanie - jedynie - przeprowadzić kilka kontr, jedna z nich przy odrobinie szczęścia, mogła wpaść do bramki Mandandy, ale tak jak wspomniałem, to tylko kontry, nic poza tym. To typowo włoski styl grania, parkowanie autobusu i kontrataki, a nóż się uda. Marsylczycy grali wiele piłką, mogłoby się wydawać, że o wiele więcej od Interu, ale na papierze te statystyki były bardzo wyrównane. Złudzenie, któremu nie tylko ja uległem. Francuzi nie potrafili znaleźć sposobu na ten włoski autobus przez 90 min. Suma sumarum to Marsylia triumfowała po jedynym golu w meczu, którego w doliczonym czasie, po świetnej główce, strzelił Andre Ayew. Mówiąc krótko, Francuzi zasługiwali na zwycięstwo, a Inter - nie!

 Na nieszczęście dla piękna futbolu, to tylko Marsylczycy wykazali się, momentami, piękną grą. Mathieu Valbuena... To jeden z kilku piłkarzy, którzy wpadli mi w oko poprzez dobra grę. Ten malutki skrzydłowy grał bardzo dobrze. Był wszędzie! Czy to na lewej stronie, czy to na środku, czy na prawej flance, można było dostrzec go wszędzie. Popisał się kilkoma technicznymi zagraniami m.in. przewrotką. Wielu może powiedzieć, że to Valbuena czy Ayew wygrali mecz, bo byli widoczni w ofensywie. Nic bardziej mylnego. Cesar Azpilicueta do spółki z Nkoulou zadecydowali o ostatecznym wyniku meczu, byli dobrze zorganizowani w defensywie, co umożliwiło swobodne ataki piłkarzom ofensywnym. Niestety, jest jeszcze druga strona medalu. Oprócz dobrych graczy, zaleźli się także tacy, którzy grali bardzo słabo. Potwierdzeniem mojej tezy, którą napisałem w poprzednim zdaniu, są Brandao i Benoit Cheyrou. Słaby mecz w ich wykonaniu, zupełnie niewidoczni.

Piłkarze Interu grali kontrą. Fakt faktem, było kilka osobowości, które nie grały aż tak słabo, jak to napisałem na początku, ale także to nie zachwycało. Diego Forlan miał 100%-ową sytuacje, ale na szczęście - dla Marsylii - akcja zakończyła się fiaskiem. Było blisko. Zarate bardzo się starał, ale świetnie dysponowany, prawy obrońca Marsylii - Azpilicueta, nie dawał mu wypuścić piłki chociażby na metr. Kasacja.

W moim przekonaniu, mecz bardzo ciekawy. Emocje do ostatniego gwizdka. Ten mecz dał nauczkę wszystkim tym, którzy nie oglądają meczy do końca sugerując się tym, że w ostatnich minutach nic już nie może się stać. Jednak może, wszyscy się o tym przekonaliśmy wczorajszego wieczora. Oby więcej takich spotkań!     




poniedziałek, 20 lutego 2012

Wojciech Szczęsny. Będzie numerem jeden na Euro?

Jak dobrze wiemy, Szczęsny na co dzień broni w Arsenalu, który sprawuje się średnio w Premiership, w Lidze Mistrzów także. Czy Wojtek będzie bramkarzem na Euro? Takie wyniki Arsenalu na pewno za nim nie przemawiają. Broni bardzo w kratkę. Jak wiemy, Franz Smuda nie powołuje do kadry Artura Boruca, bramkarza światowej klasy, który uratował reprezentacje Polski przed wielką kompromitacją na Euro 2008. Polski nie stać na takie szaleństwo. Urażona duma Smudy prezentuje się komicznie, bo Szczęsny nie jest bramkarzem numer jeden. On non stop popełnia banalne błędy. Jest niekiedy ośmieszany przez napastników rywali, czy to Arsenalu czy Reprezentacji Polski. Przykłady? W meczu z Włochami Szczęsny popełnił dwie paraliżujące gafy. Jego zachowanie przy golu Mario Balotelliegi to coś śmiesznego. Źle ustawiony, zupełnie bezradny Wojciech. Nie wiem o czym myślał wychodząc tak daleko od bramki i narażając się na poniżenie ze strony napastnika ManCity, myślał zapewne o tym, że już jest 1 bramkarzem reprezentacji i jego pozycja jest niepodważalna. Nic gorszego dla bramkarza. Był tak przesiąknięty tą myślą, że za kilkadziesiąt minut po raz kolejny został ukarany bardzo bolesną bramka, tym razem przez Giampaolo Pazziniego. Piłka przeleciała mu między nogami, nie zrobił nic, usiadł, jak to ma w zwyczaju, na tyłek licząc na to, że piłka w niego trafi. Taka sama sytuacja miała miejsce w meczu z Niemcami przy bramce w samej końcówce meczu. Podawał Muller, a Szczęsny usiadł. Niemiec nie miał żadnej możliwości podania oprócz tej, którą wykorzystał, więc Wojtek dał ogromna plamę. Mało tego, kilka dni temu wpuścił dwie, absurdalne bramki. Przy pierwszej bramce Kevina Prince Boatenga w ogóle nie krył krótkiego słupka, jedynego miejsca, w które mógł uderzyć Ghańczyk. Nie chcę ujmować piłkarzowi rodem z Ghany, ale Szczęsny mógłby to wyłapać. Krótko, interwencja - blamaż. Druga sprawa, przy której jednak bym podywagował, to gol Robinho. Niby piłka dobrze uderzona, niby piłka przy samym słupku, ale Szczęsny mógłby postarać się o jakiegoś susa. A tak? Upadł jak worek kartofli. Tak jak mówię, mogło być rożnie, ale Szczęsny powinien przynajmniej próbować interweniować.

Podsumowując. Artur Boruc powinien być w kadrze Polski na Euro, bo to bramkarz, jak na razie, lepszy. Ale Smuda chce pokazać swą urażona dumę kosztem tak wielkiej imprezy jaką jest Euro2012. Śmieszne. Nade wszystko cenię zdrową rywalizacje w kadrze, a nie faworyzowanie jednego chłopca, który z braku konkurencji może polec na jego debiutanckiej, międzynarodowej imprezie. W dodatku, przyjmując, że Szczęsny to numer jeden, gdyby nie daj Bóg coś mu się stało to kto miałby go zastąpić? O tym Franz nie myśli. Wojtek to niewątpliwie świetny grajek, ale jeszcze za wcześnie, aby okrzyknąć go 1 bramkarzem Polski na długie lata, bo jak wiemy jest jeszcze świetny Przemek Tytoń, który depcze mu po piętach. Zawodnik PSV byłby na lepszej pozycji w reprezentacji kraju, ale nie wiedzieć czemu grzeje ławkę. Kontuzja fakt faktem była ciężka, ale już wszystko wróciło do normy, Przemek nie gra gorzej niż Issakson.

Pozdrawiam, Kuba!

sobota, 18 lutego 2012

Danijel Ljuboja, czy szpica?

Czas zająć się polskim podwórkiem. Powiem trochę o napastniku z Warszawy.

Danijel Ljuboja to serbski piłkarz, który gra, niestety bardzo często, na pozycji najbardziej wysuniętego napastnika w Legii Warszawa. W moim przekonaniu jest ta pozycja niewłaściwa dla Ljuboi. Serb jest po prostu za wolny. Non stop przegrywa pojedynki biegowe ze stoperami przeciwników. Serb ma wielkie umiejętności techniczne, więc szkoda marnować go na sprinty od połowy boiska aż do pola karnego przeciwników. W dodatku, tak jak mówiłem, jest on bardzo wolny. Świetnie sprawdziłby się na pozycji cofniętego napastnika. Danijel posyła nieziemskie podania i ma zmysł rozgrywającego. Potrafi się zastawić z piłką, przytrzymać ją, dograć. To właśnie cechuje dobrego rozgrywającego, a nie... zawodnika na szpice. Po dwóch transferach warszawskiej Legii, myślę, że Ljuboja będzie tworzył świetny duet, wraz z Radoviciem, ale na środku pomocy. Gdy "Rado" nie miał kontuzji to Ljuboja wyglądał, na szpicy, jeszcze przyzwoicie, ale bez owego zawodnika Serb prezentuje się to koszmarnie.

Mam nadzieję, że po dwóch transferach, klubu ze stolicy, Danijel Ljuboja będzie wystawiany na boisko w roli cofniętego napastnika, który bardziej myśli na boisku, a nie wykazuje się miernym sprintem. 

Chelsea, Arsenal i Eden Hazard.

Eden Hazard jest zawodnikiem francuskiego Lille. Stanowi on bardzo ważną część tego klubu, ba, jest tam najlepszy. Ten 21-latek jest reprezentantem swojego kraju, Belgii. Jest częścią genialnego, młodego pokolenia belgijskiej piłki. Razem z Romelu Lukaku i Dreisem Mertensem mogą stworzyć atak, który będzie dzierżył palmę pierwszeństwa w całej Europie. Eden jest łączony z wieloma klubami, ale chcę uwzględnić tylko dwie ekipy, które mają realne szanse na sprowadzenie go do swoich szeregów. Mowa tu o Chelsea i Arsenalu.

Hazard jest wart 24 miliony funtów. Byłby znakomitym posunięciem Chelsea. Jak dobrze wiemy, w kadrze "The Blues" mizernie z ofensywnymi pomocnikami. Nawet gorzej niż mizernie. Skrzydła - podobnie. Chelsea ma dobrych piłkarzy, ale tylko w pierwszej jedenastce. Chodzi mi o Matę i Sturridge'a. Warto dodać, że Daniel Sturridge chcę grać na środku napadu, więc prawe skrzydło zostaje bez obsadzenia. W dodatku Anglik solidnie obniżył loty. Hazard to piłkarz, który mógłby ruszyć oporną grę Niebieskich. Ma do tego predyspozycje. W Poprzednim roku został najlepszym piłkarzem francuskiej Ligue 1, a to nie lada wyczyn jak na zawodnika, który miał 20 lat. Hazard powinien wybrać niebieską część Londynu, w Chelsea ma szanse na zaistnienie, może być wielki. Arsenal niekoniecznie może dać mu to czego jeden z największych talentów na świecie potrzebuje. Bo Arsenal to średni klubik, Hazard będąc graczem Arsenalu może być jedynie średni. Tak jak mówiłem, w Chelsea jest zgoła inaczej. Ten klub co roku biję się o majstra Premiership, o triumf w Lidze Mistrzów. Aktualny sezon to porażka dla Chelsea, ale jest tam przeprowadzana rewolucja, której istotnym punktem może być właśnie Eden Hazard. Miejsce w pierwszej jedenastce? Bez problemu. Teraz wszystko zależy od Belga, czy ma aspiracje na bycie największym, a może rozmieni swój niemały talent na drobne? Wszystko okaże się latem.

Ostatnimi czasy było bardzo głośno o rzekomej alternatywie Chelsea w przypadku niepowodzenia z zakontraktowaniem Belga. Wiecie o kim mówię? Tak, jest to Willian. Zawodnik ukraińskiego Szachtara Donieck. Tej "alternatywie", jeśli tak to można nazwać, mówię stanowcze - nie! Jest to piłkarz, który gra przeciętnie w słabiutkiej lidze ukraińskiej i "wskoczyły" mu już 24 lata na kark. Najmłodszy to on nie jest. W 26 meczach strzelił 4 gole i zaliczył 13 asyst. Jest to bardzo mizerny wynik jak na ligę ukraińską. Hazard natomiast, 32 spotkaniach strzelił 10 goli i asystował 12 razy. O wiele lepszy wynik prawda? Co najważniejsze, te o wiele lepsze wyniki Hazarda zostały zanotowane w o wiele lepszej lidze niż ukraińska - w Ligue 1. Warto dodać, że Eden jest bardziej uniwersalny, może grać na skrzydle oraz na pozycji ofensywnego pomocnika, natomiast Willian tylko na pozycji skrzydłowego. Obaj zawodnicy są warci podobne pieniądze, więc Willian jest żadną alternatywą. Hazard to priorytet. Nie bać się postawić dużych pieniędzy na duży talent, bo nagroda pocieszenia, w postaci słabszych graczy niż piłkarze planowani, nie wyjdzie na dobre, Chelsea straci pieniądze.

Ja jestem wielkim fanem tego belgijskiego talentu. To piłkarz, któremu wróżona jest wielka przyszłość, nie bez powodu.

piątek, 17 lutego 2012

Spektakl na Estadio do Dragao.

Dzisiaj, jak to mam w zwyczaju, opiszę wczorajszy mecz pomiędzy FC Porto a Manchesterem City. Ostatnio u nas futbolowo. Nie ma co zwlekać, zaczynajmy!

Był to mecz 1/16 finałów Ligii  Europejskiej. Spotkanie na wysokim, szybkim poziomie, a szczególnie pierwsza połowa, bo druga już minimalnie odbiegała od piękna tego sportu. Wiele akcji po obydwu stronach boiska, piękne strzały, kombinacyjna gra. Mecz był bardzo wyrównany, ale minimalnie dominował klub rodem z Manchesteru. FC porto objęło prowadzenie jako pierwsze, ale nie udało im się utrzymać wyniku i w rezultacie przegrali to spotkanie, 1:2.

Teraz czas na pomeczową ocenę piłkarzy i sytuacji, okiem mojej, skromnej osoby.

Jak mówiłem wcześniej, Man City dominował, ale zaspał podczas jednej akcji, na czym skorzystał Hulk świetnie dogrywając do Vareli, który nie miał kłopotu z wpakowaniem piłki  do siatki z odległości kilku metrów. Porto grało poprawnie, a Man City dobrze. To taka subtelna różnica, która zadecydowała o triumfie "Citizens". Niebieska część Manchesteru miała wiele okazji podbramkowych, po których powinny paść gole. Świetna okazja Mario Balotelliego, Samira Nasriego oraz Micah Richardsa powinny dać bardziej korzystny wynik dla MC. Wtedy mecz na Etihad Stadium byłby tylko formalnością. City jest zdecydowanym faworytem do awansu do kolejnej rundy LE, nie oszukujmy się, ale póki piłka w grze wszystko jest możliwe.

Bardzo wyróżniającą się postacią był niewątpliwie Micah Richards. Grał bardzo dobrze i w obronie, i w ataku. Przecież to on oddał strzał, który bodajże, obił słupek bramki strzeżonej przez Eltona. Mówiąc krótko - mecz dobry, nawet bardzo dobry. Mario Balotelli to piłkarz, od którego wymagałem trochę więcej. Miał jedna, dobrą okazję, ale piłka posłana od Samira Nasriego leciała zbyt wolno i Włoch musiał na nią czekać. W rezultacie nie zdobył bramki. Reszta - średnio, poniżej przeciętnej. Wspomniany wcześniej Nasri, zagrał dobrą, naprawdę dobrą piłkę do Mario, ale leciała ona ciut za wolno. Szkoda, bo pomysł na podanie był naprawdę nieziemski. Mecz oceniam na dobry, warto dodać, że Francuz Libijskiego pochodzenia, oddał bardzo silny, celny strzał na bramkę FC Porto, ale ostatecznie piłka nie wylądowała w siatce. Warto pochwalić go za, już drugie, wyśmienite podanie. Otworzył on Toure drogę do bramki, który miał dużo miejsca i w ostateczności zdecydował się na asystę. Barry... to piłkarz, który naprawdę sporadycznie uczestniczył w jakiejkolwiek akcji, słaby mecz, nie pokazał niczego. Nigel de Jong prezentował taki sam poziom jak wcześniej wspomniany Barry, słaba gra, Holender złapał w głupi sposób zółtą kartkę, powinien dostać kartonik w tym samym kolorze po raz drugi, ale sędzia był bardzo pobłażliwy. David Silva zagrał średnio, fakt faktem, non stop czegoś szukał, jakiegoś celnego podania, niestety takowe mu nie wyszło. Yaya Toure to piłkarz, który miał lepsze i gorsze okresy gry w opisywanym przeze mnie meczu. Na początku spotkania - poprawnie, później spadek i na sam koniec meczu poprawa, bo przecież on asystował przy golu Sergio Aguero.

Coś o piłkarzach FC Porto? Pewnie. Hulk to postać bardzo osobliwa, jest wart petrodolary, ale w potyczce z liderem angielskiej Premier League, pokazał jedynie poprawne zawody. Chciałoby się więcej wymagać, prawda? Mimo średniego spotkania, popisał się genialną asystą. To po prostu był majstersztyk. Piłka idealnie zagrana do Vareli. Lepiej nie dało się tego zrobić. Kolejnym piłkarzem, którego chcę opisać jest Alvaro Perreira. Troszkę nieszczęsny mecz w jego wykonaniu. Strzelił samobójczą bramkę po cholernie niefortunnej i zarazem dziwnej interwencji... łokciem. Ale nie można odmówić mu zaangażowania, starał się za dwóch, i w obronie, i w ofensywie. Bramkarz gospodarzy był w tym spotkanie niesamowity. Takich robinsonad pozazdrościłby mu nawet sam Iker Casillas. Elton odbił kilka bardzo trudnych strzałów. Te dwie bramki to absolutnie nie jego wina. Pierwszy gol padł po błędzie Perreiry, a drugi po słabej postawie całej linii defensywnej. Mecz świetny. Jao Moutinho to piłkarz, który był łączony z największymi, piłkarskimi markami. Mecz w ramach Ligii Europejskiej nie należał do udanych. Mało widoczny, nie popisał się niczym.

Mecz ładny. Podobał mi się, oby więcej takich. Po raz kolejny jestem zadowolony ze spędzenia 1,5 godziny przed telewizorem. Żartuję, oczywiście zawsze jestem szczęśliwy z możliwości oglądania futbolu, nawet w słabym wydaniu

czwartek, 16 lutego 2012

Wielcy versus malutcy, czyli AC Milan V Arsenal.

Wczoraj byliśmy świadkami świetnego meczu, który był obfity w znakomite sytuacje podbramkowe, piękne zagrania i fenomenalne strzały. To, pokrótce, był opis szlagiera 1/16 finałów Ligii Mistrzów, mówię o meczu pomiędzy AC Milanem a Arsenalem.

Wczorajsze spotkanie, tak jak wcześniej wspomniałem, było bardzo obfite w piękne zagrania, ale niestety tylko po stronie graczy z Mediolanu. Arsenal po prostu nie istniał, był drużyną, która całkowicie podporządkowała się gospodarzom, przyjmowała z pokorą każdą, ośmieszająca ich akcje. Inicjatywa należała do Milanu, to był mecz pod ich dyktando, nie ma co dywagować.

Bardzo ważną rzeczą, o której nie mógłbym nie napisać, była obrona AC Milanu. To mówiąc krótko: majstersztyk. Thiago Silva do spółki z Mexesem, Abate i Antoninim tworzyli linię defensywy, która nie mogła zostać, w żaden sposób, sforsowana przez piłkarzy z Londynu. Arsenal był bezradny. Nie dziwota, bo grali przeciwko jednej z najlepszych defensyw jakie miałem przyjemność spotkać w ostatnich miesiącach. W przeciwieństwie do piłkarzy po drugiej stronie boiska, Londyńczycy zagrali żałośnie w obronie. Jedynym graczem Kanonierów, który trzymał fason, był Bakary Sagna, ale jego postawa i tak bardzo abstrahowała od ideału.

Kwestia pomocników obu drużyn jest bardzo podobna do zależności między obydwoma ekipami odnośnie obrony. Milan zagrał dobrze, Arsenal - katastrofalnie. Arteta... piłkarz widmo. On nie jest godny noszenia numerka "8" po byłym pomocniku Arsenalu, Samirze Nasrim. tak beznadziejnego meczu, w jego wykonaniu, jeszcze nie widziałem. Rzekomy, najlepszy, defensywny pomocnik Prmiership, zagrał na podobnym, niskim poziomie co cały Arsenal. Mówię o Alex'ie Songu. Theo Walcott także cieniował, jego zmiennik, Oxlande-Chamberlain, wykazał się większa inicjatywą, próbował i nie bez efektu, wyszło mu jedno groźne dośrodkowanie. Robin van Persie, prócz jednego strzału na bramkę, którego nawet sobie nie wypracował, nie pokazał nic. Beznadziejny mecz Holendra. Thierry Henry, legenda Arsenalu, popisał się wyśmienitym zagraniem do wcześniej wspomnianego Persiego. Poza tym - dno. Nie o takim pożegnaniu marzył. Wojciech Szczęsny popełnił dwa błędy, po których padły gole dla Milanu. Mówię o sytuacji z KP Boatengiem, gdzie fatalnie wybił piłkę i nie krył bliższego słupka. Drugi błąd to "interwencja" przy golu Robinho, upadł jak przysłowiowy "worek kartofli". Natomiast o żadnym zawodniku AC Milanu, po prostu nie mogę powiedzieć złego słowa. Kevin Prince Boateng, kompletny ewenement. Piłkarz nie z tej planety. Swoją wartość udowodnił genialnym strzałem, który wpadł do bramki londyńczyków. Thiago Silva, najlepszy zawodnik AC Milanu. Nie popełnił żadnego błędu, cały mecz na bardzo wysokim poziomie. Zawsze bezbłędny, pewny w swoich interwencjach. To opis poczynań młodego Brazylijczyka. Rodak Thiago, Robinho, zasłużył na dwa piękne gole. Uczestniczył w większości akcji, był w obronie, w ataku, w pomocy. Starał się, co poskutkowało. Kolejna ważna sprawa, o której trzeba wspomnieć to prawidłowy karny. Ibrahimovic wkręcił obrońcę The Gunner jak śrubę w glebę, który desperacko ratował się faulem. Szwed pewnie uderzył i piłkę z bramki wyciągał Szczęsny, po raz czwarty.

Mecz warto było obejrzeć, spędziłem miło czas fascynując się, niestety, dobrymi piłkami tylko ze strony AC Milanu. Raczej pewnym jest fakt, ze piłkarze z Mediolanu przejdą do 1/8 LM.

Pozdrawiam, Kuba!          

środa, 15 lutego 2012

Lukaku gra coraz lepiej, a Villas-Boas sobie żartuje.

Pierwsza rzecz, która mnie boli, irytuje i drażni, rzecz, do której chcę nawiązać to sytuacja młodego Romelu Lukaku i banalne błędy szkoleniowca Chelsea Londyn.

Dla mnie chory jest fakt, że opiekun londyńskiej Chelsea - Villas-Boas, non stop wystawia, w pierwszej jedenastce, Fernando Torresa kosztem młodego Romelu. Zasadniczy argument to poziom obydwu piłkarzy. Wiadomo, ze Fernando był swego czasu wielkim piłkarzem, ale to się zmieniło. Jego forma bardzo spadła, jest mało wydajny i efektywny. Mówiąc krótko: gra słabo! Sytuacja młodego Lukaku jest zgoła odmienna, Romelu ma 18 lat i jest jednym z największych, nieoszlifowanych talentów na całym, piłkarskim globie. Młody belg gra na tym samym, a momentami lepszym poziomie co Fernando Torres. Więc gdzie tu logika? Odpowiedź jest prosta - nigdzie. Villas-Boas popełnia banalny, szkolny błąd, który nie ma prawa bytu u tak, mogłoby się wydawać, wielkiego trenera. Paranoją jest fakt, że Lukaku w ogóle nie gra, a tak jak wcześniej napisałem, prezentuje ten sam poziom co Hiszpan. Gorzej nie będzie, a może być o wiele lepiej, bo Romelu to cykająca bomba, która czeka na odrobinę zaufania i minut na boisku, by móc wybuchnąć. Kolejna kwestia dotyczy ekonomii.Jak powszechnie wiadomo, Chelsea kupiła Lukaku za 18 milionów funtów, a ten chłopak siedzi na ławce, ba na ławce, czasami nie jest nawet wpisany w protokół meczowy. To dla niego wyrok. To błąd zarządu Chelsea. 

Jestem zwolennikiem portugalskiego trenera, ale chcę powytykać mu kilka, niestety szkolnych, błędów. Taka rola mojego bloga. Bawienie się w krytyka, eksperta piłkarskiego to coś co sprawia mi niesamowita przyjemność. Wracając, mam nadzieję, że ta dziwna sytuacja nie będzie miała miejsca w przyszłości, a najlepszym momentem do korekty taktycznych gaf jest mecz z Birmingham.Warto dodać, że powracający z PNA Didier Drogba raczej nie zagra w owym meczu, więc szanse na występ Lukaku są większe, ale niestety nadal znikome. Andre, przejrzyj na oczy!

Wypadałoby się przedstwić.

Witam, jestem Kuba, mam 15 lat i pochodzę z malej wsi. To mój pierwszy blog, chcę spróbować czegoś nowego. Ów blog będzie miał charakter raczej sportowy, jak mówi sam tytuł bloga, będę pisał swoje przemyślenia na temat piłki nożnej. Mojej pasji. Postaram się, w miarę możliwości, informować was co dzieje się w świecie futbolu i sprawach z nim związanych. Zapraszam do czytania!
Pozdrawiam Kuba!