Tradycji stało się zadość. Opiszę wczorajsze spotkanie pomiędzy Olympique Marsylią a Interem Mediolan. We wczorajszym pojedynku atmosfera była bardzo gorąca. Kibice Marsylii mieli mały problem, a dokładniej duży problem, z miejscami na stadionie. Jak wiemy Stade Velodrome jest przebudowywane, więc cała boczna trybuna świeciła pustkami. Mimo wszelkich niepowodzeń losu, kibice Marsylii spisali się na medal, byli bardzo efektowni. Tak jak mówiłem wcześniej, atmosfera była wspaniała. Czasami było nawet słychać śpiewy garstki kibiców z Mediolanu, co świadczy o emocjach w owym meczu.
Mecz rzekomo był wyrównany, tak przynajmniej wypowiadali się eksperci w studiu. Ja jako osoba, która ma często inne zdanie niż każdy, nie chodzi o mówienie wszystkiego na przekór, powiem, że to kompletna bzdura. Marsylia była dyktatorem spotkania, ona ustalała warunki, mecz był pod jej dyktando. Inter był wstanie - jedynie - przeprowadzić kilka kontr, jedna z nich przy odrobinie szczęścia, mogła wpaść do bramki Mandandy, ale tak jak wspomniałem, to tylko kontry, nic poza tym. To typowo włoski styl grania, parkowanie autobusu i kontrataki, a nóż się uda. Marsylczycy grali wiele piłką, mogłoby się wydawać, że o wiele więcej od Interu, ale na papierze te statystyki były bardzo wyrównane. Złudzenie, któremu nie tylko ja uległem. Francuzi nie potrafili znaleźć sposobu na ten włoski autobus przez 90 min. Suma sumarum to Marsylia triumfowała po jedynym golu w meczu, którego w doliczonym czasie, po świetnej główce, strzelił Andre Ayew. Mówiąc krótko, Francuzi zasługiwali na zwycięstwo, a Inter - nie!
Na nieszczęście dla piękna futbolu, to tylko Marsylczycy wykazali się, momentami, piękną grą. Mathieu Valbuena... To jeden z kilku piłkarzy, którzy wpadli mi w oko poprzez dobra grę. Ten malutki skrzydłowy grał bardzo dobrze. Był wszędzie! Czy to na lewej stronie, czy to na środku, czy na prawej flance, można było dostrzec go wszędzie. Popisał się kilkoma technicznymi zagraniami m.in. przewrotką. Wielu może powiedzieć, że to Valbuena czy Ayew wygrali mecz, bo byli widoczni w ofensywie. Nic bardziej mylnego. Cesar Azpilicueta do spółki z Nkoulou zadecydowali o ostatecznym wyniku meczu, byli dobrze zorganizowani w defensywie, co umożliwiło swobodne ataki piłkarzom ofensywnym. Niestety, jest jeszcze druga strona medalu. Oprócz dobrych graczy, zaleźli się także tacy, którzy grali bardzo słabo. Potwierdzeniem mojej tezy, którą napisałem w poprzednim zdaniu, są Brandao i Benoit Cheyrou. Słaby mecz w ich wykonaniu, zupełnie niewidoczni.
Piłkarze Interu grali kontrą. Fakt faktem, było kilka osobowości, które nie grały aż tak słabo, jak to napisałem na początku, ale także to nie zachwycało. Diego Forlan miał 100%-ową sytuacje, ale na szczęście - dla Marsylii - akcja zakończyła się fiaskiem. Było blisko. Zarate bardzo się starał, ale świetnie dysponowany, prawy obrońca Marsylii - Azpilicueta, nie dawał mu wypuścić piłki chociażby na metr. Kasacja.
W moim przekonaniu, mecz bardzo ciekawy. Emocje do ostatniego gwizdka. Ten mecz dał nauczkę wszystkim tym, którzy nie oglądają meczy do końca sugerując się tym, że w ostatnich minutach nic już nie może się stać. Jednak może, wszyscy się o tym przekonaliśmy wczorajszego wieczora. Oby więcej takich spotkań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz