środa, 30 stycznia 2013

Balo is back!

Wielki Mario Balotelli wraca na stare śmieci - San Siro. To, co już od kilku dni jest faktem, przyznam szczerze, zabrało mi wiele zdrowia, bo ukrywać, że z Balotellim sympatyzuję bardzo, nie będę.

Mario spędził trzy lata na Etihad, w Anglii pozostawił po sobie bardzo wiele, nie mówiąc o jego wybrykach jedynie, bo piłkarzem był i nadal jest wielkim, a i zasługi w zdobyciu korony miał niemałe. Chcę napisać, jak tęskno będzie mi do ekstrawaganckiego Włocha. Ile on nam zagwarantował kontrowersji, stając piłkarzom na głowy (jak w przypadku Scotta Parkera), odpalajac fajerwerki we własnej łazience, czy też fotografując się o 3 nad ranem w nocnych klubach Liverpoolu w przeddzień meczu z "The Reds". O odłączeniu się od kadry narodowej Włoch i zabunkrowaniu się w jednym z krakowskich hoteli lub bijatyce z trenerem, nie wspomnę.

Manchester stracił wiele, jednak do Manciniego nie mam specjalnie żalu, a nawet go rozumiem. Próbował go wychować, dał mu wiele szans, jednak wojna z piłkarzem na dłuższą metę nie wchodzi w grę.

Mario to niewątpliwie nietuzinkowa postać. Już w Manchesterze byłby jednym z najlepszych, gdyby tylko mu się chciało. Ile razy to spotkaliśmy przypadki piłkarzy z niewyobrażalnym talentem, którzy poprzez swój charakter i nieokrzesanie z możliwości bycia najlepszymi rezygnowali, aby stać się jedynie dobrymi (Nicolas Anelka). Chyba nie da się nikogo wpasować w to, co napisałem w poprzednim zdaniu, tak precyzyjnie jak Balotellego. Oby w Milanie nie powtórzyło się to, co w przeciągu ostatnich trzech lat na Etihad, bo dzisiejszej piłki po prostu na to nie stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz