środa, 25 lipca 2012

Chelsea, czyli pieniądze bez jakiejkolwiek histori...

Czytając wszystkie wypociny zdesperowanych kibiców Manchesteru United oraz Arsenalu Londyn, jakoby Chelsea była tylko sztucznym tworem rosyjskiego multimiliardera, który "pieniędzmi" chce zamaskować brak historii klubu, mam ochotę przyznać, że lepszego, używając nowej terminologii - suchara, nie słyszałem. Pucharowa posucha we wcześniej wymienionych klubach jest jednak tak tragiczna w skutkach, że fani obu zespołów brną - z determinacją maniaka - do totalnie absurdalnych tez, twierdząc chociażby, że Eden Hazard jest tylko przepłaconym gwiazdorem, który nie ma szans na osiągnięcie niczego w futbolu. A warto przypomnieć, że do niedawna (przed transferem do Chelsea) był on największym okryciem, Messim ligi francuskiej, której notabene został dwa razy najlepszym graczem. Puchar Anglii, oraz triumf w Champions League, który zwieńczył "niekoniecznie" udany sezon w wykonaniu "The Blues" może przyprawiać o napady szału kibiców Arsenalu, który od 8 lat wali głową w mur, czy też fanów Manchesteru United, dla których jeden rok bez absolutnie niczego jest końcem świata. Zawiść to dziwna emocja. Ale cóż? Człowiek już taki jest.

Wracając. Chcę powiedzieć, że Chelsea nie jest następstwem grubego portfela Romana Abramowicza. Nijak się z tym nie zgodzić, że pieniądze odegrały znaczną rolę, ale tak już jest, futbolem rządzą pieniądze. Tylko szaleniec lub na wskroś przesiąknięty ideałami naiwniak mógłby w to nie wierzyć. Smutne, ale prawdziwe, niestety. Dość trucia o mało istotnych rzeczach. Przykładem, a może dowodem, na to, że klub z siedzibą na Stamford Bridge nie zawdzięcza wszystkiego srebrnikom jest całokształt drużyny, atmosfera, determinacja. Pomimo kilku niesnasek, Chelsea zawsze była drużyną. Aby jeszcze dosadniej zgłębić moją tezę, porównam inne kluby - rzekomo podobne, także "budowane na pieniądzach". Chyba każdemu w tym momencie na myśl przyszedł Manchester City. Innym klubem jest Paris Saint-Germain. Jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie tychże drużyn w starciu z Barceloną. Na serio. Mimo kolosalnego wkładu w te kluby, powątpiewam, aby kiedykolwiek osiągnęły to, co osiągnęła Chelsea, bo to drużyna, a nie zbieranina pojedynczych jednostek, indywidualistów, co mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Zresztą, swego czasu każdy wielki klub wykupił bogaty koncern lub dziany właściciel. Jak mówiłem, futbol jest tak przesiąknięty pieniędzmi, że w słowniku, synonimem rzeczownika "futbol" powinno być słowo "kasa".

Kolejny aspekt, którego sobie nie odmówię w tymże wpisie, to historia klubu, z którą tak obnoszą się fanatycy "Zjednoczonych", a której podobno nie ma Chelsea. Tak? No przecież, "Łowcy Głów", jak nazywano wspaniałych kibiców "The Blues", to żadna historia, poprzednie lata, w jakich klub walczył jak szalony to także nic takiego, ale już kilkaknaście - nie wiem nawet, ile - triumfów w lidze angielskiej musi być czymś wielkim. Wiadomo, można kochać klub za historię, ale 3/4 tych mędrców, którzy za klub oddaliby życie, nie pamiętają czasów juniorskich lat ich obecnych piłkarzy... Jedno zdanie, które bardzo do mnie trafiło, które chyba na zawsze zapamiętam: "Klub tworzy historię, a nie odwrotnie." Autor jest chyba anonimowy, zapewne jest to zwyczajny user strony Chelsea, ale nie trzeba być sławnym poetą, żeby powiedzieć coś tak mądrego. Monachijski finał, podczas którego ryczałem jak skrzywdzone dziecko, będzie dla mnie właśnie tą historią, którą sam przeżyłem, czymś najpiękniejszym w futbolu, czymś najbardziej wzruszającym w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz